Archiwum listopad 2014


lis 11 2014 Bezpieczna zabawa
Komentarze (0)

Przez gąszcz zielonych liści prześwituje pręgowana sierść. Długi ogon uderza o gałąź. Drzewo trzęsie się pod naporem rozjuszonej, brutalnej siły. Płowe łapy napierają na pień. Ryk głośniejszy od grzmotu pioruna mógłby przerazić umarłego. Jest więc bezpiecznie. One musiały schować się w norach.

Lili bawi się przed domem blisko trzęsącego się drzewa. Czy się boi? Nie, one nie wyjdą. A Meo i Przytulanka zajęte są sobą. Może urodzi się leopon.

Lili nie wolno zbliżać się do Meo. Kiedy był mały bawiła się z nim, ale teraz... Cóż, to przecież lew. Ale gdyby nie on...

Lili wzdycha. Trochę boi się Meo. Ale czy to, co zapewnia nam bezpieczeństwo jest zawsze niegroźne?

lis 09 2014 Trudne relacje
Komentarze (0)

Płowa sierść lśni w słońcu. Kiedy się ma tak duże rozmiary, trzeba wiele jeść. A one są szybkie jak błyskawice. Trudno je upolować. W pobliżu brakuje samic. Jest tylko lamparcica, która ukrywa swoją zdobycz. Przy niej nie sposób się najeść. Można z nią jedynie spłodzić leopona. A ten jest słaby i głupi. One prędzejby go pożarły niżby je upolował.

Zielona przestrzeń rozciąga się wokół. Milesa nie przychodzi. Może z powodu małego. Ten sen. Ale przecież trzeba spać. Kto się nie wyśpi, niczego nie upoluje. A dzieciak nie powinien wieczorem wychodzić z domu. One wiedzą, kiedy drapieżnik śpi. Po co ludzie wychodzą z domu? A jak juz muszą iść, to niech wołają, kici, kici, kici. Można ich wtedy usłyszeć i zaczaić się na nie w chaszczach. Jak to wyczują, uciekną. I dobrze. Smak ich mięsa jest obrzydliwy, tfu... Nikt ich nie przełknie. Ach upolować choć jedną antylopę. Trzeba spróbować, ale tak się nie chce, tylko sen jest cudowny...

Milesa wiezie na wózku wielką miskę pełną mięsa. Podchodzi, zrzuca mięso. Brązowa grzywa unosi się. Kremowożółtawe stożki odrywają płat po płacie. Milesa stoi nieruchomo. Ma w oczach łzy. Chce dotknąć płowego futra, ale nie może. Dlaczego zawiódł, oba zawiodły. Ale są niezbędne. Trzeba zmusić Meo, żeby za nią poszedł. Po tym, co się stało Milesa boi się iść przez łąkę. Dobrze, że zdołała znależć Meo. Wyciąga dłoń i dotyka grzywy. Woła Meo po imieniu, ale on nie reaguje, jedynie unosi się lekko. W końcu Milesa idzie i zrozpaczona krzyczy - Kici, kici, kici! Meo podnosi się i przemyka między zaroślami w jej stronę. Czy one czują jego obecność? Muszą czuć, nie ma charakterystycznego szelestu. Milesa biegnie do domu.