Komentarze (0)
Brązowa fala przepływa przez zielonozłote morze ugniatając i tłamsząc wszystko co wokół oddycha. Oddech gryzących istot zmaga się z równowagą natury. Tysiące drobnych łapek miarowo stuka w ziemię, szybko raz po raz. Ząbki pragną gryźć, oczki wypatrują zdobyczy, uszy jak radary nasłuchują... Ale nie ma drapieżnika, nie leży na gałęzi, nie siedzi w krzewiastych gąszczach. Wielka żółtobrązowa góra futra gdzieś odeszła. Przestała chronić największych wrogów przed atakiem białych szpileczek. Ten nieudolny, chudy stwór tam sobie idzie. Minęły czasy, kiedy musieliśmy przed nim uciekać, tak szybko, że stawało nam sztorcem futro na grzbietach, a łapki drętwiały ze zmęczenia. Teraz on musi uciekać, jeśli zdąży... Dominant daje znak unosząc ogon w górę. Pęd powietrza wzmaga pragnienie zemsty, łapki odbijają się od ziemi, ząbki wbijają w te dziwne osłony. Co to za futro? Zaraz będą strzępy. Białe, gołe zwierzę, jeszcze chwila i po nim. Takie panuje na Ziemi? Już niedługo! Białe szpilki wbijają się mocno, z całej siły... Czerwień zaślepia brąz i zieleń, miesza się z żółcią, jest wszędzie, wszędzie... Zabrakło drapieżnika... Kto nim właściwie jest?